poniedziałek, 19 sierpnia 2013

Subiektywne podsumowanie: MŚ w lekkoatletyce

Zacznę od naszych medali - a żeby było rangą sprawiedliwie - najpierw złoto.
No tak. Paweł Fajdek. Niektórzy o człowieku pierwszy raz usłyszeli z okazji tego, że mistrzem świata został. Ja się cieszę, że dla mnie tak anonimową postacią nie był. Przed konkursem, kiedy wszyscy dziennikarze z TVP tak się napalali, ja martwiłam się tylko, żeby cała zabawa nie skończyła się tak jak na Igrzyskach w Londynie. Ale na szczęście nie. Było pięknie.



Potem - jako że panie mają pierwszeństwo - Anita Włodarczyk. Co ja mogę powiedzieć - była fantastyczna! A że Łysenko skubana rzuciła dalej - no cóż - z tym się po prostu trzeba pogodzić.



I jeszcze Piotrek Małachowski. On sam chciał złota i tylko to go interesowało. Ale urodził się taki Harting - chyba tylko po to, żeby nam uprzykrzyć życie. Ale przecież srebro też jest piękne, a za dwa lata kolejna okazja do rewanżu :)



Niestety rosyjscy realizatorzy konsekwentnie olewali wszelkie konkurencje techniczne - a już zwłaszcza rzuty, choć trzeba przyznać, że o próbach swoich reprezentantów jakoś udawało im się nie zapomnieć. Ciekawe.


Kolejna sprawa, a raczej - postać - Usain Bolt, a jakże :)
Tu nie ma za wiele do komentowania - zmiótł konkurencję jak zwykle. A niby to miał być sezon, w którym odpuszcza i odpoczywa. No cóż - jak się jest po prostu najlepszym na świecie to tak się kończy odpoczynek.




Nie myślałam nigdy, że wzruszę się przy rosyjskim hymnie. A jednak. Isinbajewa sprawiła, że mnie normalnie ta dekorcja poruszyła.



Z tyczki kobiet przejdę sobie sprawnie do tyczki mężczyzn. I tutaj chcę powiedzieć jedno wielkie NIE dla wyników konkursu. Bo dla mnie zdecydowanie najlepszym, najwspanialszym i najcudowniejszym zawodnikiem jest Renaud Lavillenie. Koniec kropka. A znowu na MŚ się nie udało i znów jest srebrny. Ale to nic, za dwa lata wygra.



A propos jeszcze Renaud - toż to ja do tych mistrzostw nie wiedziałam, że on ma brata - i to jakiego! Valentin - przyszłość należy do Ciebie!





No i pozostając w skocznej tematyce - konkurs skoku wzwyż był chyba najlepszym konkursem ever. Taki mały polski akcent - za pomocą trenera - Stanisława Szczyrby - to Katarczyk Mutaz Essa Barshim, który totalnie mnie urzekł. Totalnie. I właściwie nie wiem czemu, ale po prostu przepadłam ;) I o nim też jeszcze usłyszymy.








Parą mistrzostw nazwałabym Ashtona i Brianne Theisen-Eaton. Dziesięcioboista i siedmioboistka. Piękne to było, jak mąż po zostaniu mistrzem kibicował żonie i ta zdobyła srebro. No, no, no ;)



I na koniec - co prawda nie chciałam się aż tak rozpisywać o tych wszystkich młodych, sympatycznych, obiecujących zawodnikach - ale... o rany - no jakoś tak... No po prostu: Adam Gemili, 100 m.



I tym optymistycznym akcentem zakończę moje rozważania :D

piątek, 2 sierpnia 2013

Summertime sadness

Siedzę i czytam opowiadania. Opowiadania tych wszystkich świetnych internetowych autorek, którym nie dorastam nawet do pięt.
Słucham muzyki. Maroon 5.
Przeglądam wiadomości sportowe. Przypominam sobie, że Igła nie został powołany na ME. Że Villa został sprzedany do Atletico za jakąś śmiesznie małą cenę. Że Ramos przefarbował się na kolor, którego na jego głowie nie chciałabym więcej widzieć. Nie jest Zajcewem i nie wygląda dobrze. Koniec kropka.
Dziś zawody LGP w Wiśle i mnie tam nie będzie.
Dopada mnie chandra gigant.
Świat jest choleryczny, faceci są beznadziejni.
Po raz kolejny ledwo wciskam się w spodnie, które jeszcze miesiąc temu były dobre. Taa... Zbiegły się w praniu.
Na przyszłość brak perspektyw. Jedno marzenie wyklucza drugie.

Jak to miło jest mieć siedemnaście lat, kiedy to cały świat jest u twych stóp, czyż nie?